„Granice. Bajka o myszce Gabrysi”
Na
ogromnej, zielonej łące, którą widać było aż po horyzont, mieszkała rodzina
polnych myszy. Rytm dnia był ustalany każdego ranka, kiedy myszy spotykały się
w kuchni na pysznym, ziarenkowym śniadaniu. Tata mysz zawsze mówił swoim
wszystkim dzieciom, że najważniejsza w życiu jest dobra zabawa, ale żeby
pamiętały o tym, by zachowywać w niej umiar i żeby zawsze pamiętały o swoim
bezpieczeństwie. Tata wiedział, co mówi, wiedział doskonale, bo wiele lat temu,
gdy sam był jeszcze dzieckiem, spotkał na swojej drodze ogromnego drapieżnika,
który omal go nie złapał. Tak, to był kot. Tata wolał nawet nie myśleć o tym,
co mogłoby się wówczas stać, gdyby potwór chwycił go swoimi pazurami.
Przeczuwał tylko, że najpewniej dziś nie byłoby jego ukochanych myszek na
świecie.
Tego typu rozważania odłóżmy jednak na bok...
Kiedy
rodzina myszy skończyła omawiać plan dnia, wszyscy rozbiegli się do swoich
zajęć. Część rodzeństwa poszła poczytać książkę, część miała do posprzątania
swoje pokoje, część poszła na plac zabaw, a pozostali wykonywali jeszcze inne
czynności. Najmłodsza z rodzeństwa – myszka Gabrysia postanowiła pójść na
spacer. Pomyślała: „Jest dziś taka piękna pogoda, słońce świeci na bezchmurnym
niebie. Pójdę i poszukam smakołyków na deser. Mam nadzieję, że znajdę ich dużo
i będę mogła podzielić się z całą moją rodziną”. Nie czekając długo, Gabrysia
założyła plecak i niepostrzeżenie wymknęła się ze swojej norki. Gdy była już
przed domem, zobaczyła przed sobą ogromną przestrzeń. Dokoła była łąka, a dalej
rozpościerał się jeszcze większy las. W oddali spostrzegła wydobywający się z
komina dym. Gabrysia wiedziała, że to właśnie gdzieś tam jest dom, którego
nawet nie mogła jeszcze dostrzec, bo zasłaniały go drzewa, w którym znajdują
się smakołyki. Bardzo pragnęła je mieć, żeby sprawić radość sobie i swoim
najbliższym. Ta ogromna przestrzeń lekko ją przeraziła, jednak Gabrysia
przełknęła ślinę i ruszyła w drogę. W ten sposób pokonała swoją pierwszą
granicę.
W tym momencie bajki dorośli wyjaśnią Wam, drodzy Czytelnicy,
o jakiej granicy jest tutaj mowa...
Nie
wspomniałem dotąd o tym, ale Gabrysia była dość nieśmiałą myszą, zwłaszcza w
kontaktach z innymi. Była również nieufna i w relacjach z nieznajomymi
zachowywała duży dystans. Po drodze Gabrysia nie zatrzymywała się więc nigdzie.
Wiedziała, że przed zmrokiem koniecznie powinna wrócić do domu. Nie miała innej
możliwości, bowiem nie wychodziła, jak dotąd sama z domu i po ciemku nie
wiedziałaby, którędy wrócić. Zdawała sobie natomiast sprawę z tego, że nie
wszystkie okoliczne drogi prowadzą do jej domu. Gabrysia kroczyła naprzód,
pełna optymizmu i wiary w to, że z tej podróży wróci z tarczą. Z czasem zaczęła
uśmiechać się do napotykanych zwierząt, pozdrawiając je wszystkie serdecznie.
Zwierzęta odwzajemniały jej uśmiech i pozdrowienia. W ten sposób Gabrysia
pokonała kolejną granicę.
Myślę, że w tym przypadku dorośli także wyjaśnią Wam, o
jakiej granicy wspominam. Wypytujcie ich zawsze dokładnie, niech postarają się
udzielać wyczerpujących odpowiedzi i niech wiedzą, jak bardzo ciekawi świata
jesteście...
A
na niebie wciąż świeciło słońce...
Gdy
Gabrysia dotarła do domu z kominem, wiedziała, że pierwszy jej cel został
osiągnięty. Wiedziała, że zdobyła coś, o czym wcześniej mogła tylko marzyć.
Zrozumiała, że marzenia mogą się spełniać, koniecznie jednak trzeba im w tym
pomóc. Ona pomagała z całych sił, najlepiej, jak potrafiła. Sił tych nabierała
wciąż nowych, wiedząc, że wiara i nadzieja oraz dążenie do obranego wcześniej
celu przynoszą pożądany efekt. Przekroczyła próg domu, delikatnie uchylając
drzwi wejściowe. Wiedziała, że trzeba być cichutko, żeby nie obudzić
mieszkańców. Szła na palcach, wzdłuż ściany, w stronę spiżarni, bo z opowiadań
taty, wiedziała, że działając zbyt gwałtownie i robiąc zbyt wiele hałasu, można
ściągnąć na siebie duże problemy. Poruszała się prawie bezszelestnie.
Po
pewnym czasie doszła do drzwi spiżarni. Nie miała tyle siły w rękach, żeby móc
je otworzyć, ale przypomniała sobie, jak kiedyś tata pokazał jej pewien
niezawodny sposób, jak radzić sobie z trudnościami. Gabrysia wiedziała więc, że
nie wszystko w życiu osiąga się łatwo, jednak nie trzeba poddawać się już na
samym wstępie. Warto jest podejmować próby osiągnięcia wyznaczonego celu,
bowiem jego zdobycie okupione pracą i wysiłkiem różnego rodzaju, smakuje
wyśmienicie.
Dorośli, chyba nie muszę Wam już mówić, jakie teraz czeka
Was zadanie...
Po
wejściu do spiżarni Gabrysia dostrzegła, że za oknem słońce było bardzo, ale to
bardzo wysoko. Nie potrafiła jeszcze określać czasu, ale domyślała się, że
jeśli jest ono tak wysoko, to już wkrótce zacznie się obniżać, a wtedy będzie
odpowiednia pora, żeby wracać do domu. Gabrysia otworzyła swój plecak i włożyła
do niego kilka ziarenek zboża, które leżały na ziemi obok worka pełnego tychże.
Wiedziała, że nie może wziąć ich zbyt wiele, bo nie będzie w stanie unieść w
swoim plecaku. Ilość ziarenek w plecaku była teraz w sam raz. Można było ruszać
w drogę powrotną. Gabrysia czym prędzej wybiegła z domu z kominem i kiedy już
zbliżała się do furtki, kiedy na swoim ogonie poczuła zapach przestrzeni i smak
dzisiejszego podwieczorku, który czekał na nią w plecaku, nagle zobaczyła jego.
Był ogromny, miał nastroszoną sierść oraz długie i ostre pazury. Uśmiechnęła
się do niego i pozdrowiła go. Niestety, nie odwzajemnił tych serdeczności.
Gabrysia wiedziała już, że to był kot. Nigdy wcześniej nie widziała kota na
własne oczy, ale wiedziała już, że nie wszystkie istoty są jej przychylne i nie
wszystkie są do niej przyjaźnie nastawione.
Tu moja prośba do dorosłych. Wróćcie proszę do fragmentu, w
którym Gabrysia napotkała w lesie różne zwierzęta i wytłumaczcie dzieciom
różnicę. Jestem pewien, że dacie radę...
Gabrysia
nie wiedziała teraz, co robić. Uciekać nie mogła, bo plecak jej to
uniemożliwiał, schować się nie było gdzie, a rozmowa z kotem na niewiele w tej
sytuacji by się zdała. Gabrysia uznała, że stanie do walki, że nie przestraszy
się i podejmie próbę obrony zdobytego w pocie czoła podwieczorku. Naprężyła
się, wyprostowała, a słońce w tym momencie zaświeciło ze zdwojoną siłą. Cień,
który Gabrysia rzuciła, był przeogromny. Był tak duży, że kot tylko podwinął
ogon, spuścił głowę i miaucząc uciekł co sił tam, gdzie pieprz rośnie. Gabrysia
wiedziała już, że jeśli znajdzie się w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej
porze, to znajdzie w sobie moc, żeby nawet góry przenosić i nic nie będzie jej
straszne. W ten sposób Gabrysia pokonała jeszcze jedną granicę.
Dorośli, wiecie, co macie robić...
Gabrysia
ruszyła z powrotem do domu. Droga przebiegła bez komplikacji, tylko za oknem
zrobiło się już ciemno. Mając na uwadze wszystkie przeżycia z dzisiejszego dnia
i zdobyte nowe doświadczenia, Gabrysia odważnie kroczyła naprzód. Wiedziała, że
jeśli czegoś bardzo pragnie, jest w stanie to osiągnąć, a w dodatku cały świat,
łącznie ze słońcem, będzie jej w tym sprzyjać. W domu wszyscy Gabrysi
pogratulowali i powiedzieli, że jest bardzo odważna i że wierzyli, że sobie
poradzi. Po zjedzeniu pysznego podwieczorku, a może bardziej kolacji Gabrysia
położyła się do swojego wygodnego łóżka i usnęła. Zasnęła po raz pierwszy w
życiu przy zgaszonej lampce nocnej, stojącej obok jej łóżka. Pokonała w ten
sposób jeszcze jedną, ostatnią już granicę tego wyjątkowego dnia.
Dorośli, wy wiecie...
Komentarze
Prześlij komentarz