"Strach ma wielkie oczy"
Przy zabawie w
chowanego, Kazik schował się w piwnicy. Ciemno tu było, cicho, duszno i
strasznie. Kazik od samego wejścia pożałował decyzji, żeby schować się właśnie
tutaj. Odwrotu niestety już nie było. Chłopiec słyszał, jak na górze, po
domu biegały dzieci i co chwilę znajdowane były kolejne. Nie chciał dołączyć do
tych znalezionych, w związku z tym, nie mógł wyjść na zewnątrz. Wiedział o tym…
Z drugiej strony bał się
i czuł na sobie czyjś wzrok. Nie wiedział, do kogo może on należeć, ani z
której strony spogląda na niego. Strach z każdą chwilą narastał. Kazik miał
poczucie bezsilności. Znalazł się w kropce. Pozostała mu tylko ucieczka, albo
pozostanie w bezruchu i czekanie na dalszy rozwój wydarzeń. Żadnej alternatywy
dla tych rozwiązań nie było. Kazik miał świadomość trudności swojego położenia.
Nie wiedział, co czynić, żeby strach stał się choć trochę mniej straszny.
Starał się uciec myślami gdzieś bardzo daleko stąd. Pomocna okazała się być
wyobraźnia, na której bogate zasoby mógł liczyć.
Baśniowy świat stał się
miejscem schronienia. Kazik był teraz już w innym wymiarze. Poczuł, że jest
bardzo zimno i widział, że stąpając po kruchym lodzie, istnieje duże ryzyko
upadku. Mimo to kroczył przed siebie, nie oglądając się, ani przez chwilę.
Uczucie lęku było mu obce. Pękający lód skutecznie wyeliminował tę emocję.
Koniecznym było znalezienie ratunku. Nie było czasu na to, by wdawać się w
analizę związaną z określeniem stopnia zagrożenia.
Kazik wiedział, że jeśli
czegoś mocno pragnie i skutecznie zaangażuje do działania pełnię swoich sił,
wówczas będzie zdolny do wszystkiego. W tej sytuacji nie mogło być dla niego
rzeczy niemożliwych. Każde zamknięte dotąd drzwi stawały otworem. Chłopiec miał
w sobie siłę i wiedział, jak ją wykorzystać, by z odpowiednim wyprzedzeniem
zareagować na aktualny stan rzeczy.
Jedynym możliwym rozwiązaniem
teraz, było podjęcie próby znalezienia suchego lądu. Działać należało
błyskawicznie. Czasu było naprawdę niewiele. Lód pękał. Ostatecznie Kazik nie
podjął wyzwania. Woda w kałuży okazała się bardzo zimna.
Przemoczony Kazik
przeczuwał, że teraz nie może popełnić już kolejnych błędów. Poszukiwania
należało rozpocząć na nowo. Tym razem chłopiec pobiegł wprost przed siebie.
Lodu dokoła nigdzie już nie było. Słońce, które świeciło na niebie, było nad wyraz
radosne. Muskało promieniami twarze zebranych. Każdy zdawał sobie sprawę z
rangi nadchodzącego wydarzenia. Czuć było to w każdym spojrzeniu, w każdym
ruchu, w każdym oddechu.
Koronacja miała być
punktem kulminacyjnym dzisiejszego dnia. Aura była wymarzona. Długie
przygotowania Kazika, zwieńczone miały zostać już za kilka chwil. Odtąd już
jako król Kazimierz miał on panować, miał być władcą i miał podjąć się tego
wielkiego wyzwania. Oczami wyobraźni widział siebie na tronie, w ręku trzymał berło,
na głowie korona, a w sercu całe pokłady dobrej woli. Wiedział, jak wykorzystać
wszystkie te przymioty atrybutów władzy, żeby wzmocnić poczucie bezpieczeństwa wśród
swoich poddanych. Poczucie odpowiedzialności było przeogromne. Nie wiedział,
czy da radę sprostać tym wyzwaniom i oczekiwaniom społeczeństwa.
Kazik zastanawiał się, w
jaki sposób mógłby pokonać swój strach przed światem, którego przecież jeszcze
w swoim krótkim życiu nie poznał. Od wielu ludzi, którzy udzielali mu rad, poznał
świat, ale wyłącznie w teorii… Nie był jeszcze gotowy… Koń, który towarzyszył
mu przez całe życie, okazał się być jego wybawicielem. Kazik znów nie podjął
wyzwania… koń popędził bardzo szybko i uciekł za horyzont. Okres bezkrólewia
znów się przedłużał…
Podróż konna Kazika
trwała bardzo długo. Jej celem było odwiedzenia dziadka, który był leśniczym.
Gdy Kazik wjechał już do lasu, na swojej drodze napotkał wilka. Sceneria wydała
mu się dziwnie znajoma. Po krótkiej rozmowie, Kazik pojechał dalej. Dziadek
mieszkał w leśniczówce, pośrodku lasu. Wilk popędził po swoich kolegów i całą
watahą ruszyli do dziadkowej leśniczówki. Kazik o tym nie wiedział i spokojnym
krokiem spacerował po lesie. Zbierał jagody do koszyka. Czuł, że pozostając w
zgodzie z naturą, może odkryć tajemnicę szczęścia…
Trzymając, wypełniony po
brzegi jagodami, koszyk, chłopiec uznał, że to już czas. Ruszył w kierunku leśniczówki.
Gdy dotarł na miejsce, spostrzegł mnóstwo wilków, które kręciły się dokoła
budynku. Po raz kolejny strach spojrzał na Kazika bardzo wymownie. Gdy chłopiec zabierał się już do ucieczki, nagle zrozumiał, że nie może zostawić dziadka
samego. Nie w tej chwili. Nie wiedział jednak, jak ma się zachować w tej
sytuacji. Po raz kolejny w swoim życiu, pozostał on z własnymi emocjami
osamotniony. Zrezygnowany usiadł na ziemi. Wydawało się, że jest już pogodzony
z losem. Westchnął tylko i szepnął – „Niech się dzieje, co chce!”
W tej chwili z
leśniczówki wybiegł dziadek. Sobie tylko znanymi metodami przegonił stado
wilków i zaprosił Kazika do środka. Przy gorącej herbacie i zajadając zebrane
jagody, długo rozmawiali. Dziadek cierpliwie wytłumaczył wnukowi, czym jest
strach i jak można sobie z nim poradzić, żeby stał się on choć odrobinę mniej
straszny. Kazik zrozumiał, że rozmowa z dorosłym o dotykających go problemach,
była tym, czego potrzebował teraz najbardziej. Odkrył, że dialog o emocjach
pozwolił mu na odkrycie prawdy o jego uczuciach. Chłopiec uświadomił sobie, że
wcześniej nikt nigdy nie rozmawiał z nim o uczuciach i o przeżyciach, a także o
sposobach radzenia sobie z nimi. Dziadek bardzo mu pomógł. Kazik poczuł w sobie
prawdziwą moc… Pożegnał się z dziadkiem i ruszył w drogę powrotną. Tym razem
nie było takiej siły, która mogłaby go powstrzymać przed realizacją jego
planów. Wyobraźnia i tym razem pomogła…
Nagle drzwi do piwnicy
otworzyły się – „Ha, Kazik znaleziony”- krzyknął uradowany Jędrek- „Nie
mogliśmy cię nigdzie znaleźć”. Kazik z uśmiechem na ustach wyszedł z piwnicy.
Odtąd wiedział już, że strach ma faktycznie wielkie oczy, ale na szczęście tylko oczy…
Komentarze
Prześlij komentarz