"Cud narodzin"
„Czas zacząć” – powiedziała
bohaterka spektaklu. Trzecie uderzenie w gong dało się usłyszeć w całym
teatrze. Widownia zajęła ostatnie wolne miejsca. Kurtyna poszła w górę. Na
estradę wyszło dwóch aktorów, którym towarzyszył liczny zespół statystów. Po chwili
uświadomiono sobie, że brakuje głównej postaci, na którą czekano od dłuższego
czasu. Czekanie to miało trwać jeszcze tydzień, jednak Reżyser przedstawienia
postanowił zmienić termin wystawienia prapremiery o kilka dni. Wprowadziło to
nie lada zamieszanie w całej ekipie, która będąc wprawdzie przygotowaną na
różne nieoczekiwane modyfikacje scenariusza, wydawała się być mimo wszystko
zaskoczona.
Tym bardziej, że decyzja o
szybszym wystawieniu sztuki, zapadła nagle i podjęta została przez Reżysera
zupełnie nieoczekiwanie i bez konsultacji z aktorami. Najbardziej zaskoczone
takim obrotem spraw były wspomniane już dwie pierwszoplanowe postaci, u których
jednak dało się wyczuć pełen spokój, a trema, która towarzyszyła im przy każdej
dotychczasowej premierze, tym razem wywołała u nich wyłącznie wzrost poziomu
adrenaliny, który przyniósł pozytywne rezultaty. „Zawodowcy” – pomyślał
Reżyser, który dbał także o ich bezpieczeństwo na scenie.
Tak, tych dwoje aktorów było
zawsze bardzo sumiennie przygotowanych do odgrywania swoich ról. Wiedzieli, że
przy tak dużych przedsięwzięciach, jak to, nie ma miejsca na improwizację. Tu
każdy, najdrobniejszy nawet szczegół, powinien być dopracowany do perfekcji.
Dlatego też mieli oni swojego osobistego suflera do pomocy, który jak mało kto
znał tę sztukę od podszewki. Wiedzieli w związku z powyższym, że mogą być
spokojni, że nawet jeśli zapomną tekst, to obok nich będzie nieustannie ktoś,
kto podpowie, co w danym fragmencie mają powiedzieć. Sufler ten był wyjątkowy z
jeszcze jednego powodu. Oprócz podpowiadania samych słów, potrafił on wspierać
aktorów także przy wykonywaniu poszczególnych ruchów i przybieraniu określonych
form i pozycji. Dwoje aktorów i sufler tworzyli zgraną ekipę.
Odgrywana przez nich sztuka,
bardzo podobała się zgromadzonej publiczności. Artyści biorący w niej udział
próbowali przedstawić wykreowany na jej potrzeby świat w taki sposób, by
nieobecność trzeciego aktora była niezauważalna. Rola ta była jednak tak
doniosła, że jego brak był mimo wszystko odczuwalny. Uzyskanie pożądanego stanu
rzeczy bez udziału tego bohatera nie było możliwe. W samą porę
zdano sobie z tego sprawę. Wiedziano jednakże, że aktor ten na pewno tego dnia
pojawi się na scenie. Swoje przekonanie opierano na uzyskanych informacjach, że
statek, którym on płynął, dotarł do portu. Morze natomiast wchodziło właśnie w
fazę odpływu. W związku z tym, aktor nie miał fizycznych możliwości, żeby
odpłynąć. Pozostawało pytanie, gdzie podziewa się więc tak długo. Odpowiedź na
nie, z punktu widzenia rangi wydarzenia, nie była na tyle istotna, żeby jej
poszukiwać za wszelką cenę.
Artysta ten należał do znanej
na całym świecie grupy awangardowców. Tworzyli oni jeden (dobrze zgrany)
zespół, lecz w wystawianych sztukach brali udział najczęściej w pojedynkę. Zdarzało
się także, że od czasu do czasu, można było spotkać ich na scenie we dwójkę, lecz zespoły trzyosobowe lub
składające się z jeszcze większej ilości aktorów zdarzały się sporadycznie.
Aktor, na którego czekano teraz
z zapartym tchem, był wyjątkowy z jeszcze jednego powodu. Powszechnie znanym
wśród innych gwiazd estrady, było jego zamiłowanie do posiadania oryginalnych
fryzur. Właściwie nikt nie wiedział, w jakim uczesaniu pojawi się na kolejnym
przedstawieniu i to właśnie czyniło go wyjątkową osobistością.
Gdy zjawił się w garderobie, a
następnie wkroczył na scenę, publiczność wstrzymała oddech. Było to niesamowite
wydarzenie, bo choć znano jego możliwości, to, co pokazał na scenie przeszło
najśmielsze oczekiwania wszystkich. Jego kunszt, dykcja i ruchy sceniczne,
wszystko to było dopracowane do perfekcji. Lekkość, z jaką wypowiadał kolejne
partie tekstu, utwierdzała zebranych w przekonaniu, że mają do czynienia z
prawdziwym talentem aktorskim. Emocje, jakie potrafił wywoływać wśród obecnych
w teatrze ludzi były bardzo silne, a jego postać wykreowana w scenariuszu
sztuki, była nad wyraz przekonująca i wiarygodna. Jego dobra emisja głosu, w
połączeniu z odpowiednią interpretacją tekstu, pozwoliły osiągnąć stan idealny.
Był to stan, w którym poziom szczęścia wśród widowni i wśród pozostałych
artystów na scenie, doprowadził wiele osób do łez wzruszenia…
…i tylko Reżyser spoglądał ze
stoickim spokojem na wszystkich i na wszystko z góry. Tylko on znał
zakończenie. Tylko on jeden widział, że po odcięciu pępowiny przez tatę, Jaś
przytuli się do piersi mamy i słysząc odgłos jej coraz spokojniej bijącego
serca, zaśnie z uśmiechem na twarzy…
Komentarze
Prześlij komentarz