"Wisienka na torcie"
I ROZDZIAŁ
W
Japonii kwiaty kwitnącej wiśni są najpiękniejsze. Kwitną tylko kilka dni w roku
i szczęśliwi są ci, którym dane jest ujrzeć ich wdzięk. Mają one kolor czystej
bieli. Traktowane są tutaj w sposób szczególny. Ludzie obchodzą się z nimi z
należytym szacunkiem. Choć żywot kwiatów wiśni jest krótki, to mają one w sobie
tyle uroku, że czarują otoczenie. Ich dostojność wzbudza podziw wśród przyrody.
Niezaprzeczalnym jest fakt, że są one prawdziwą ozdobą ogrodów.
Opisywana
historia wydarzyła się właśnie tutaj. Na południu państwa zwanego Krajem
Kwitnącej Wiśni, w tradycyjnym japońskim ogrodzie. Drzewo wiśni wkraczało w
okres kwitnienia. Słońce świeciło tu często i intensywnie, a teren był na tyle
osłonięty, że nawet silne podmuchy wiatru nie miały tu dostępu. Tym samym
możliwość, żeby zakłócić harmonijny proces rozwoju roślin była znacznie
ograniczona. Natura sama zadbała o to, by wiśnie miały komfortowe warunki do
wzrostu.
Współpraca
układała się wyśmienicie, bo wiśnie doceniały starania przyrody i człowieka.
Każdego roku plony przez nie wydawane były bardzo obfite. W całej okolicy,
potrzeby ogółu społeczności były zaspokajane. Co więcej, tutejsi mieszkańcy,
żyjący w zgodzie z prawami przyrody, dzielili się otrzymanymi darami. Ludzie
częstowali wiśniami ptaki, dla których owoce te były prawdziwym rarytasem.
Rok w
rok, wiosną i latem cała okolica żyła sprawami związanymi z rozwojem oraz
zbiorami wiśni. Wiosną drzewa zakwitały, a latem owocowały. Owoce wiśni również
były wyjątkowe. Ich kulisty kształt oraz błyszcząca i delikatna skórka nadają
im szczególnego charakteru. Są one cenione przez koneserów smaku, którzy są
nimi wprost zachwyceni. Ich zdaniem, te owoce są pokarmem nie tylko dla ciała,
ale i dla duszy. Kolorystyka wiśni jest przepiękna. Niekiedy aż trudno uwierzyć
w to, że czerwień może występować w tak różnorodnych odcieniach.
II ROZDZIAŁ
Nie
inaczej było tego lata. Drzewa wiśni przechodziły swój standardowy cykl. Słońce
ogrzewało je promieniami. Woda koiła ich pragnienie. O zaspokajanie innych
potrzeb dbało otoczenie. W ładzie i w harmonii mijały dni, mijały noce. Niebo i
ziemia, jak co roku, umówiły się, że wspólnymi siłami uczynią wszystko, co w
ich mocy, żeby wiśnie mogły żyć pełnią życia.
Po
zakończeniu okresu kwitnienia, rozpoczął się nie mniej spektakularny czas
owocowania. Lato opanowało świat. Temperatury powietrza były wysokie. Owoców
wiśni z dnia na dzień przybywało. Każdy z nich dojrzewał w swoim własnym
tempie. Nikt nikogo nie popędzał. Drzewo, które było mamą wiśni, dbało o to, by
w jej rodzinie panowała zgoda. Wraz ze wzrostem jej pociech, rósł też poziom
szczęścia i spełnienia. Posiadło ono tę nadzwyczajną umiejętność wsłuchiwania
się w potrzeby swoich dzieci. Co więcej, reagowało natychmiast na wysyłane
przez nie sygnały. Każda jej komórka przekazywała owocom odpowiednią ilość
energii, by te mogły skupić się wyłącznie na dojrzewaniu i na odpowiednim
przygotowaniu się do samodzielnego życia.
Drzewo
wiedziało, że to teraz jest ten czas, w którym jego dzieci mają nabierać
umiejętności i mają nauczyć się podstaw samodzielności. Miało ono świadomość,
że nauka ta trwać będzie przez całe życie. Wiedziało też, że tym, co może
uczynić dla swoich pociech, jest pomoc w budowie fundamentów ich własnej
tożsamości. Instynkt podpowiadał mu natomiast, że czasu pozostało naprawdę
niewiele. Drzewo przeczuwało, że dzień, w którym nastąpi rozłąka, zbliża się
nieubłaganie.
W tym
samym czasie wiśnie-dzieci, wszystkie razem, jak i każde z osobna, zastanawiały
się, co czekać będzie je w niedalekiej przyszłości. Rozmyślały, czym będą
zajmować się w dorosłym życiu? Roztaczały przepiękne wizje. Nie mogły już
doczekać się chwili, kiedy ich ogonki puszczą rękę mamy. Oczywiście nie
wszystkie one dojrzewały w tym samym tempie. Część z nich nadal potrzebowała
matczynej opieki, a część ani myślała o tym, żeby opuszczać dom rodzinny. Mama
doskonale rozumiała emocje towarzyszące każdemu z jej dzieci. Rozumiała i
akceptowała. Dla każdego zawsze znajdowała czas. Tłumaczyła i opowiadała.
Dawała wskazówki i pocieszała. Wspierała i zachęcała.
W
powietrzu czuć już było powiew zmian. Dorosłe życie zbliżało się wielkimi
krokami. Rozpoczęło się odliczanie. Nad głowami wszystkich pojawiło się mnóstwo
nieoczekiwanych emocji. Były one nad wyraz intensywne. Początkowo dominował
lęk, a u niektórych nawet strach. Widoczne u wielu było też zniecierpliwienie.
Z czasem do głosu zaczęła dochodzi wiara w powodzenie, żeby ostatecznie
najsilniejszymi okazały się nadzieja i ciekawość, co przyniesie przyszłość?!
III ROZDZIAŁ
Pierwsza
spadła, najstarsza z rodzeństwa, wiśnia Ewa. Jej plan był dość prosty. Pragnęła
znaleźć się w wiśniowej konfiturze. Nie dopuszczała nawet innej myśli. Od
zawsze lubiła być blisko innych. Czuła potrzebę kontaktu i działania w zespole.
Wiedziała, że o wiele łatwiej jest osiągnąć zamierzony cel, jeśli ma się dokoła
siebie grono sprzymierzeńców. Ewa stanęła na czele całej gromady wiśni, które miały
podobny pomysł na życie, co ona. Całą grupą ruszyły w kierunku fabryki
konfitur.
Kolejną
wiśnią była Lusia. Ona była największą z wszystkich wiśni. Jej oczekiwania były
zupełnie odmienne. Podążała za głosem rozsądku. Jej żywiołem była woda.
Uwielbiała wprost, gdy krople deszczu spadały z nieba wprost na nią. Czuła się
wtedy fantastycznie i zastanawiała się, jak by to było, gdyby na stałe
zanurzona była w wodzie? Teraz, gdy nadszedł już czas, mogła przekonać się o
tym na własne skórze. Nie czekała długo. Zebrała dość szybko grupkę około
dwudziestu innych wiśni, które miały tożsame plany, co ona. Zanim jednak
wszystkie trafiły do słoika-twista, czekało je jeszcze niezbyt przyjemne
spotkanie z drylownicą. Tak, to ona została wyznaczona do pozbawienia wiśni
pestek. Usunięcie pestki nie było przyjemne dla żadnej z grona kompotowych
wielbicielek. Lusia była jednak świadoma tego, że chcąc zwiększyć szanse na
realizację swoich planów, warto niekiedy pójść na kompromis. Dlatego też nie
protestowała, gdy nadeszła jej kolej na usunięcie pestki.
Gdy na
drzewie pozostała już tylko jedna, najmniejsza wisienka – Julka, sytuacja
diametralnie zmieniła się. Mama zaczęła zastanawiać się, czy to jest na pewno
dobry moment, żeby puszczać to maleństwo samo w świat. Julka czuła, że mama
waha się i postanowiła z nią porozmawiać. Powiedziała: „Mamo, pozwól mi pójść
swoją drogą. Ty wiesz, że zawsze będę cię kochać i zawsze będziesz zajmowała
szczególne miejsce w moim życiu. Wiedz jednak, że to moje życie i chciałbym
ułożyć je według własnego planu. Chcę robić w życiu to, co kocham, to, w czym
czuję się dobrze i to, w czym będę się spełniać. Ja wiem, że mnie kochasz i
wiem, że chcesz troszczyć się o mnie. Chcę, żebyś wiedziała, że dam sobie radę
i będę przez nie kroczyć właściwą drogą. Nie pogubię się i nie zabłądzę, a
nawet, jeśli kiedyś znajdę się na rozdrożu, wiem, że ty będziesz blisko mnie.
Kiedy wsłucham się uważnie, usłyszę szmer twojego powiewu, którym wskażesz mi
drogę, którą mogę podążać. To będzie nieoceniona pomoc, bo wiem, że dajesz mi
wolny wybór i pozwalasz na popełnianie przez mnie błędów. Dzięki temu wiem, że
jeśli nawet na swojej drodze potknę się, jeśli upadnę, ty będziesz w pobliżu.”
Mama
wysłuchała Julki uważnie. Mimo to nadal była pełna wątpliwości. Wiedziała, że Julka
nie ma przyszykowanego jeszcze żadnego planu. Jej córka nie wiedziała, w którą
stronę podążać, nie była przygotowana. Mama poczuła jednak, że może jej zaufać.
Poprosiła wiatr o pomoc… Julka spadła na ziemię. Lądowanie było twarde, jednak
Julka (ku zaskoczeniu mamy) podniosła się, otrzepała z piachu i ruszyła wprost
przed siebie. Pomachała mamie na pożegnanie…
IV ROZDZIAŁ
Julka
póki co chciała poznać świat, bez wyznaczania sobie miejsca docelowego. Chciała
zaspokoić swoją ciekawość i porównać tę nową rzeczywistość z opowiadaniem mamy.
Przypomniała sobie jej słowa, żeby kierować się w życiu przeczuciem. Równie
ważne były dla niej słowa, by nie postępować wbrew swojemu sumieniu. To, bowiem
sumienie jest tym, co jest najbliżej nas i tylko postępowanie w zgodzie z nim
może być gwarantem spokoju i bezpieczeństwa. Julka pamiętała, jak mama szumiąc
nad jej uchem, opowiedziała jej przypowieść o tym, jak ważnym jest to, żeby
podążać w życiu w tym kierunku, w którym podążać zamierza serce. W przeciwnym
bowiem razie, trudno jest tak naprawdę poznać czym jest spełnienie i czym jest
szczęście.
Tak oto
Julka, z ogromną ilością pozytywnej energii, ruszyła w drogę. Na wstępie
postanowiła, że zanim na dobre rozpocznie poszukiwania odpowiedniego miejsca
dla siebie, odwiedzi swoje starsze siostry. Bardzo chciała zobaczyć, jak radzą
sobie w dorosłym życiu. Poza tym stęskniła się już za nimi. Nie widziały się
przecież bardzo długo. Była też przygotowana na to, by posłuchać ich rad, bo
teraz, gdy mamy nie było już przy jej boku, Julka poszukiwała wsparcia gdzie
indziej. Chciała dowiedzieć się, po czym poznać, że dana droga będzie jej drogą
i że podążając w określonym kierunku, odnajdzie w swoim życiu cel?!
Najpierw
Julka trafiła do fabryki przetworów owocowych. Wbrew pozorom nie było to dla
niej skomplikowane. Mam nauczyła ją, jak odpowiednio kojarzyć różne fakty. W
ten sposób po śladach dotarła do celu. Julka chłonęła przekazywane jej
informacje całą sobą i dlatego przyswajanie nowej wiedzy nie stanowiło dla niej
problemu. Przy wejściu do fabryki zapytała portiera, gdzie może znaleźć wiśnię
Ewę? Strażnik wskazał jej pawilon i ucieszona Julka pobiegła czym prędzej pod
wskazany adres. Zdążyła w ostatniej chwili, bo ciężarówka z konfiturą lada
moment miała ruszać do pobliskich sklepów.
Julka
zapytała Ewę, czy jest szczęśliwa? Siostra odpowiedziała jej tak: „ Ach,
Juleczko, gdybym tylko mogła cofnąć czas, natychmiast bym to zrobiła. Nie
podjęłabym nigdy więcej tak pochopnej decyzji. W tej konfiturze jest
zdecydowanie zbyt ciasno. Zbyt mało miejsca zostało przydzielone każdej z nas.
Uświadomiłam sobie, że tym czego pragnę najbardziej jest posiadanie dużej
przestrzeni. Chciałabym znów móc oddychać pełną piersią. Duszę się w tej
zamkniętej przestrzeni. Brakuje tu powietrza. Brakuje świeżości. Brakuje
przestrzeni. Nawet moje myśli są zbyt mocno ściśnięte i przez to ograniczone. Zbyt
szybko chciałam się za wszelką cenę usamodzielnić i zbyt gwałtownie wyrwałam
się spod gałęzi mamy. Postąpiłam nierozważnie i nieodpowiedzialnie. Młodość ma
swoje prawa, jednak dziś już wiem, że nie można odrywać się tak nagle od rodziny,
od historii, od przeszłości…
Wiem
także, że na wszystko w życiu jest czas i niekiedy warto cierpliwie poczekać aż
nadejdzie odpowiednia pora. Pośpiech jest złym doradcą. Ja niestety posłuchałam
jego rad… Ty, Juleczko nie spiesz się z podejmowaniem decyzji. Nawet jeśli
wydaje ci się, że jesteś już gotowa,
warto najpierw zasięgnąć opinii u kogoś bliskiego i zapytać go o zdanie w tej
sprawie. Często inni mogą spojrzeć na te same kwestie z nieco innej
perspektywy. Może to w zupełnie innym świetle ukazać ten sam obraz
rzeczywistości. Wiem, że gdybym wcześniej porozmawiała szczerze z mamą i
wsłuchała się w jej głos płynący prosto z serca, dziś byłabym w zupełnie innym
miejscu i byłabym spokojniejsza o swoją
przyszłość. Niestety czasu nie da się cofnąć i będę ponosić
odpowiedzialność za podjęte przeze mnie decyzje. Chciałabym, żebyś zapamiętała,
że działając zbyt pochopnie, łatwo można przegapić szansę na odnalezienie drogi
prowadzącej do odkrycia własnego „ja”. Przy nadmiernym pośpiechu, nie zawsze da
się dostrzec możliwości, jakie daje nam życie”.
Po tych
słowach Ewa pożegnała się z Julką. Samochód z konfiturami odjechał… Julka
dobrze zapamiętała tę rozmowę na przyszłość. Wiedziała już, że odtąd będzie
próbować, smakować, odkrywać, a niekiedy popełniać błędy i uczyć się na nich…
wiedziała, że ma do tego prawo i że ma jeszcze dużo czasu do podejmowania
ostatecznych decyzji dotyczących jej przyszłości. Ta myśl dała jej ogromny
spokój i wiarę w to, że sama będzie kowalem swojego losu. Z tym przekonaniem
ruszyła w dalszą drogę...
V ROZDZIAŁ
Po dość
długiej podróży, Julka dotarła do domu, w którym mieszkała Lusia. Julka
zapytała gospodarza, gdzie może znaleźć siostrę? Dom był naprawdę duży, a Julka
nie chciała błądzić. Bardzo tęskniła za Lusią i miała jej tyle do powiedzenia.
W końcu odnalazły się. Lusia bardzo się wzruszyła widząc swoją najmłodszą
siostrę. Zdawała sobie sprawę, jak daleką drogę miała ona do pokonania, żeby
móc tu dotrzeć. Przez dłuższy czas tylko patrzyły na siebie, nie mogąc wydusić
z siebie ani jednego słowa. Julka podbiegła do słoika i zaczęła wołać z całych
sił, żeby wpuszczono ją do środka. Nikt jednak jej nie posłuchał, bo nikt jej
nawet nie usłyszał. Widać było od razu, że Lusia także nie jest szczęśliwa i że
również żałuje podjętej przez siebie decyzji. Okazało się bowiem, że zgadzając
się na kompromis, zgodziła się tym samym na utratę autonomii przy podejmowaniu
decyzji dotyczącej jej samej. Lusia opowiedziała, że dopóki pestka była w jej
wnętrzu, dopóty czuła , że ma na coś wpływ. Wiedziała przy tym, że nawet jeśli
nie zawsze ma rację, to mimo to jest przez innych postrzegana, jako ktoś, kto
ma coś interesującego do powiedzenia. Uznawano ją za kogoś nietuzinkowego, kto
dzięki swojej charyzmie potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji. Po usunięciu
pestki, Lusia straciła to wszystko, co wcześniej stanowiło o jej sile i
wartości. Nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, co się dokładnie wydarzyło.
Przeczuwała jednak, że stało się coś strasznego. Pozbawiono ją szkieletu, który
do tej pory pozwalał Lusi na trzymanie głowy wysoko i kroczenie przez życie pewnym
krokiem.
To
dzięki niemu Lusia wiedziała, że jest silna i że ma twardy charakter. Miała
świadomość, że jeśli tylko zechce to nawet niebo i ziemia pomogą jej w
realizacji swoich planów. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że przez jedną
błędną decyzję, jej całe życie legnie w gruzach. Utrata pestki była
równoznaczna z utratą zdolności do samostanowienia. Julka w ten sposób dowiedziała się, że w życiu zdarzają się
sytuacje bez wyjścia. Choć bardzo chciała pomóc, nie miała ku temu żadnej
możliwości. Nigdy nie pogodziła się z takim stanem rzeczy, jednak nie mając
żadnej alternatywy, przyjęła to. Po wzruszającym pożegnaniu, Julka ruszył dalej
w poszukiwaniu swojej drogi.
VI ROZDZIAŁ
Teraz
Julka poczuła się bardzo niepewnie. Strach opanowywał ją coraz bardziej.
Wykorzystując już jednak zdobyte doświadczenie, wiedziała, że nikt nie przeżyje
jej życia za nią. Wiedziała, że wciąż jest najmłodszym dzieckiem swojej mamy,
ale poczuła, że po spotkaniach ze swoimi siostrami, stała się dorosła.
Wiedziała, że wszystko, co w życiu najlepsze, czeka jeszcze na nią. Wiedziała,
że przyszłość, choć pełna zakrętów i niewiadomych, jest bogata w niespodzianki
i że będąc odważną, ma szansę na to, żeby odkryć jej sekrety. Tym, co odkryła
Julka w sobie było to, że jej ciekawość okazała się być silniejsza od lęku.
Julka zdawała sobie sprawę z czyhających na nią dokoła niebezpieczeństw, czuła
zarazem, że nikt nie jest nieomylny i każdemu może zdarzyć się wjechać w drogę
pełną wybojów.
Julka
pamiętała też swoja ostatnia rozmowę z mamą. Wiedziała, że mama ją wspiera.
Nawet przy błędnych decyzjach, które Julka popełni, jak wszyscy… mama wesprze
ją dobrym słowem i zapewni o swojej miłości do niej. To muśnięcie wiatru na
policzku oznaczało tylko jedno… ta miłość jest bezwarunkowa.
Tak oto
Julka, ruszyła w kolejną długą podróż. Szybko rozpoznała, że miejsce, w którym
znalazła się teraz, jest tym, którego poszukiwała. Tak, to tu czuje się
bezpieczna i wie, że nic jej nie grozi. Jest też szczęśliwa, bo może sprawiać
radość innym. Zna swoją wartość i wie, że jej cel został osiągnięty. Ten tort
na wystawie, z Julką na szczycie, stał się główną atrakcją kawiarni. Julka
wiedziała, że to jest jej dom. Miała świadomość, że cel został osiągnięty, a
ona sama stała się zwieńczeniem dzieła. Dalsze poszukiwanie drogi nie było
potrzebne. Zyskała bowiem świadomość, że poprzez swoją obecność, może uczynić kogoś
lub coś jeszcze lepszym i bardziej wartościowym. Julka miała poczucie spełnienia.
Droga odnalazła ją sama…
Komentarze
Prześlij komentarz