"Bajka o myszce Gabrysi...z innej perspektywy"


„Miau, chyba coś usłyszałem! Tak, na pewno coś usłyszałem. Ten dźwięk dochodzi ze spiżarni. Słyszę wyraźnie. Coś jakby szelest worka z ziarenkami. Czyżby jakichś intruz tam baraszkował? To ja dbam tu o ład i porządek. Informuję każdego, że to mój teren i ja tu stoję na straży. 

Z drugiej strony, dawno nikogo u mnie nie było. Rozleniwiłem się trochę i powoli zapominam, że jestem tu na etacie z konkretnymi obowiązkami zawodowymi. Wiedzcie jednak, że nie lubię robić nikomu krzywdy. Moimi ulubionymi zajęciami jest zabawa i ... odpoczynek po zabawie. Jak już wspomniałem, rzadko kiedy odwiedzają mnie goście i to nawet ci nieproszeni. Najczęściej i tak znikają jeszcze szybciej, niż się pojawili… na szczęście wystarczy, że nastroszę swoją sierść i wyciągnę ostre pazury. 

W kwestii mojego pochodzenia, z dumą przyznaję, że jestem kotem wielorasowym. Niektórzy mówią też, że podwórkowym. Osobiście, niezbyt dobrze orientuję się w nazewnictwie i prawdę mówiąc niewiele ono dla mnie znaczy. Najbardziej lubię być sobą. Bycie sobą jest najfajniejsze i najważniejsze. A skąd się tu wziąłem? Hm, tego tak naprawdę nie wie nikt. Pewnego dnia po prostu pojawiłem się przed domem i zostałem. 

Staram się być zawsze dobrze zorientowany w tym wszystkim, co dotyczy mojego podwórka. Inne gospodarstwa interesują mnie jakby mniej, tak już mam. Niektórzy mówią, że jestem mądrym kotem. Staram się każdego dnia utwierdzać ich w przekonaniu, że mają rację.

Ooo, słyszę ponownie. To ten sam dźwięk. Nie na darmo mówi się, że koty mają dobry słuch. Nie tylko zresztą słuch… wzrok też mam niczego sobie, jak na prawdziwego drapieżnika przystało. Doskonale widzę w ciemnościach… szczególnie wtedy, gdy akurat nie śpię.

W moim życiu najbardziej cenię sobie niezależność. Chadzam po świecie własnymi ścieżkami. Jestem szczęśliwy i jestem wolny… prawie, jak ptak, tylko skrzydeł brak. Ach, gdybym mógł je mieć… marzę często i wówczas czuję, że mogę być każdym, kim chcę. Mogę wówczas także zrobić, co chcę i właśnie wtedy najczęściej unoszę się ponad chmurami. Niektórzy mówią, że bujam w obłokach. Uwielbiam ten stan.

Ach, pora wrócić jednak na ziemię. Podążam za dźwiękiem, który usłyszałem. Mówią o mnie, że jestem leniwy, ale nie do końca jest to prawda… raczej bywam . Jeśli jest ku temu okazja, wypoczywam na słońcu. Dziś jest idealna pogoda na relaks. Jest bardzo przyjemnie i nawet miauczenie sprawia więcej radości niż zazwyczaj.

Właśnie zbliża się pora obiadowa. Już nadchodzi ten pan, który codziennie wsypuje do mojej miski karmę dla kotów. Dogaduję się z nim bardzo dobrze. Lubię łasić się do niego, a on za każdym razem drapie mnie po sierści… to jest to, co koty lubią najbardziej, miau! Wiem, że inne koty czytające tę bajkę, doskonale mnie rozumieją i wiedzą, o czym mówię.

A po obiedzie pora sjesty. Hurra. Po takim ciężkim dniu, każdemu należy się odpoczynek. Kładę się w cieniu drzewa i… już wiem, co będę robił do następnego posiłku… przyznam się, że w gruncie rzeczy, nie jestem nawet zainteresowany tymi szmerami dochodzącymi ze spiżarni. Nie teraz. To trochę dziwne, bo z reguły ciekawość to moje drugie imię. Ale nie dziś.

Marzę teraz właściwie tylko o jednym. Ach, gdyby tak ten pan, o którym już opowiadałem, przyniósł mi miseczkę mleka… zimnego mleka. No i jeszcze, żeby podrapał mnie choć trochę. To byłoby dopełnienie całości. Spięcie klamrą szczęścia. O, taki ze mnie dziś leniuszek. 

Ale, co to? Czy ja dobrze widzę? Przecież to mysz!!! Najprawdziwsza w świecie mysz. Ma szary pyszczek, cztery nogi, a nawet ogon. Tak, to ona. Wychodzi z mojej spiżarni. Na grzbiecie ma założony plecak, a w nim kilka ziarenek. Nie mogę pozwolić, żeby uciekła. O nie, nie ze mną takie numery. Od tego tu jestem, żeby żadna mysz się nie przedostała. W takim razie, choć niechętnie, podnoszę się z hamaka. Sjesta zakończona.

Już idę. Już biegnę. Już pędzę. Napięcie rośnie. Akcja nabiera tempa. Widzę ją, a ona mnie też już chyba zauważyła. Nie jestem jednak pewien, bo słońce świeci wprost w moje oczy. Niebo cały dzień jest bezchmurne, a swoje okulary przeciwsłoneczne pozostawiłem na hamaku.  Szkoda, ale pora działać, zapominalstwo mnie nie usprawiedliwia. Zbliżam się do niej. Nadchodzę. Przeczucia mam coraz gorsze. Czuję, że wydarzyć może się coś złego. Zwłaszcza, że słońce zaczęło świecić ze zdwojoną siłą.

I oto jest!!! Widzę ją w całej okazałości. Jest ogromna. Ach, cóż to za olbrzym. Zupełnie jakby z 50 myszy stanęło jedna na drugiej. Boję się. Pora uciekać. Pędzę przed siebie. Ogon skuliłem. Nie wiem, co stanie się za chwilę, ale jakoś specjalnie mnie to nie interesuje, już mnie to nie interesuje. Czas brać nogi za pas, bo czuję, że ten olbrzym, zaraz może mnie zaatakować. Czas zadbać o swoje bezpieczeństwo. To jest teraz najważniejsze. Tym bardziej, że nie mam żadnej pewności, że koty naprawdę mają siedem żyć. Wolę tego nie sprawdzać na własnej skórze. Uciekam…

…A myszka Gabrysia odważnie ruszyła w stronę furtki i dziarskim krokiem wróciła do swojej rodziny. Resztę już znacie.

Komentarze

Popularne posty